Dzisiejszy wpis, a właściwie może nie tyle to co przeczytacie, ale to co zobaczycie, wzbudzi w wielu z Was różne reakcje. I tak naprawdę ciekawa jestem waszego zdania na temat ówczesnej fotografii, a właściwie tego co wam dziś zaprezentuję – fotomanipulacji…

Tak… Tak zdecydowanie wygląda dzisiejsza fotografia, która różni się od tej choćby sprzed dziesięciu lat. Bo dziś żeby osiągnąć efekt „wow” na zdjęciu, trzeba włożyć zdecydowanie wiecej wysiłku i czasu niż tylko cyknąć dobre ujęcie. Bo jesli ktoś już z fotografią miał do czynienia (albo i nie) to wie, że pokazanie idalnych kolorów oddających konkretny klimat, taki jaki chcemy uzyskać czasami jest bardzo trudny do osiagniecia. O ile nie można by powiedzieć – czasem niemożliwy. 
To prawda, że dobre zdjęcia nie wymagają specjalnej obróbki i fajnie uchwycone ujęcie będzie po prostu przyjemne dla oka. Natomiast gdy chcemy dodać nieco dramturgii, podkręcić coś, tchnąć dodatkowego życia, możemy posłużyć się dostępnymi dziś różnymi programami, które potrafią wyciągnąć nawet poprzez zmianę barwy zupełnie inny klimat na zdjęciu.
Wielu jest zwolenników tego typu programów ale też i przeciwników. I zarówno jedni, jak i drudzy mają rację. Bo super jest, kiedy możemy dać glębszy charakter temu co się dzieje na zdjęciu, czy poprawić coś delikatnie, co akurat przeszkadza nam w dobrym odbiorze zdjęcia. Ale z drugiej strony spotyka się też wiele takich zdjęć, które z rzeczywistością mogą mieć niewiele wspólnego. Naturalność to jest coś co warto pokazać, a nadmiar obróbki może czasem ją przyćmić…
Ja napisze tylko tyle: uwielbiam photoshopa. Bo nie raz uratował mi nie jedno zdjęcie. I mimo, że bardzo cenie sobie naturalność na zdjęciach, tak wiem też, że wszystko jest dla ludzi, o ile jest – oczywiście w umiarze. Dzisiejsza technika, możliwości i dziesiejsze ułatwienia są po to żeby z nich korzystać. Tak własnie myślę! A przekonałam się o tym chociażby w drugiej dziedzinie, którą się zajmuję: makijażem. Wiedza, umiejętności i dobrze zrobiony makijaż potrafi wyciagnąć i pokazać czasami ukrywaną pod maską codzienności prawdziwą urodę. A serio nie trzeba czasem wiele, o czym przekonaliście się w jednym z moich postów dotyczącym metamorfozy o –> TUTAJ…
Wracając do fotografii, pokaże Wam jak powstało pewne zdjęcie, bo zauważyłam, że wzbudziło ono spore zainteresowanie. Zdjęcie, które tak właściwie nie do końca jest moim dziełem, bo w tym akurat przypadku mój udział to jedynie obróbka. Autorem zdjęcia (a właściwie dwóch) jest mama tej ślicznej dziewczynki, która bardzo marzyła o bajkowej, ale takiej prawdziwie bajkowej fotce swojej córeczki. Rozumiem ją doskonale, bo sama uwielbiam bajkowe foty i jak tylko mam okazje takie zrobić od razu się nimi z Wami dzielę. Choć tym razem udało się stworzyć coś zupełnie innego i wyjątkowego, czym nawet ja sama jestem zaskoczona. Zakoczenie to wynika stąd, że pierwszy raz podjęłam próbę łączenia i klejenia kilku zdjęć. Do tej pory moja obróbka polegała na zabawie kolorami, wygładzeniu niedoskonałości na skórze, jesli takie się pojawiały i nadaniu odpowiedniego klimatu zdjęciu. Natomiast to co dziś zobaczycie to będzie prawdziwa fotomanipulacja, która zajęła mi bagatela zaledwie trzy godziny (żeby nie było, że fotograf tylko cyknie fote i już). Tak jak wspomniałam, żeby dziś pokazać ciekawe zdjęcia trzeba się o wiele wiecej napracować. Stąd też i coraz wyższe ceny obecnie na rynku fotograficznym, co mnie oczywiście coraz mniej dziwi… Ale nie o tym…
Spójrzcie jak udało się osiągnąć efekt końcowy zdjęcia poprzez połączenie dwóch fotek (nie uwierzycie: cykniętych telefonem). Jedno miało bardzo fajne ujęcie, niestety nie udało się uchwycić w kadrze stóp dziewczynki, więc do tego posłużyło nam drugie na którym te stópki widać pięknie w całej okazałości.
Po połączeniu tych dwóch zdjęc i nieco powiększeniu okna udało się uzyskać wstępny kadr zdjęcia, jaki już widziałam w swojej głowie…
Dopełnieniem miał być klimatyczny obrazek zimowy w oknie i taki też to znalazłam…
A po sklejeniu wszytkich tych częsci wystarczyło wszystko dograć żeby było spójne i jednolite, po czym mała zabawa kolorami i JEST… Efekt końcowy, który mogliście już zobaczyć…
Na podsumowanie dodam, jeszcze raz: dobrze, że dziś mamy tak duże możliwości „zabawy”, bo to fajnie rozwija wyobraźnię i pozwala ćwiczyć rzeczy – wydawałoby się nieosiąglane. I o ile na moich zdjęciach, które Wam robię osobiście, możecie liczyć na nieingerowanie nadmiernie w naturalność. Tak zdjęcia pokazowe, mogą być fajną próbą na doskonalenie i pokazanie moich umiejętności, które ćwiczę nieustannie, żeby móc nacieszyć Wasze oczy czymś ciekawym. Może czasem intrygującym, ale w pełni dające Wam pewność, że jeśli wpadniecie w moje „oko” fotografa (ewentualnie jeszcze pod moje pędzle) możecie liczyć na pełne zaangażowanie, wiedzę i serce, które wkładam za każdym razem gdy biorę do ręki aparat (i pędzle oczywiście też)…