Żeby na wstępie częsciowo uniknąć konkretnej odpowiedzi: czy za, czy przeciw, czy robić zdjęcia w ciąży, czy nie – napiszę parę słów, które siedzą mi w głowie…

Otóż JA – czytaj MATKA DWÓJKI NIESAMOWITYCH DZIECIAKÓW – która dwie „brzuchate” ciąże ma już za sobą, może dziś z własnego doświadczenia coś Wam powiedzieć.
Pamiętam moją pierwszą ciążę. Ciagłe oglądanie rosnącego brzuszka i ta euforia, która wtedy mi towarzyszyła nie wiedzieć czemu. Trwała do momentu, aż okazało się że do końca ciąży w tym stanie euforii sobie nie pochodzę. Niespodziewana przeprowadzka do kliniki, jak na złość w moich ulubionych ciepłych miesiącach. Tygodnie spędzone w szpitalnym łóżku, a potem niepewność, która pojawiała się wraz z kolejnymi przychodzącymi wynikami badań – uświadomiły mi jedno. Że tak właściwie to z tym brzuszkiem ciążowym to mnie nikt nie widział, że sama tak naprawdę nie miałam okazji nawet zatrzymać dla siebie tej chwili. Chyba wtedy kobieca intuicja mnie nie zawiodła, bo… Pamiętam tą spokojną, letnią niedzielę (kolejną spędzoną w szpitalnych murach) i mój telefon do męża: przyjedź, weź aparat i tą moją zieloną sukienkę! Ja chcę mieć jakąś pamiątkę, że byłam w ciąży… A, że mieszkanka szpitalna ze mnie była od dłuższego czasu, to wiedziałam dokładnie, kiedy i w jakich godzinach będę wzywana na badania, że skład personelu w weekend jest zdecydowanie ograniczony, a dodatkową kawę można wypić tylko w kawiarence na dole… także, tego, no… 
Półtora godziny spędzone w parku, który znajdował się akurat na tyłach kliniki, bez tych zimnych murów, pamiętam jak dziś. W miedzy czasie mąż biegający z aparatem i ja napałająca się chwilą na parkowej ławce. I gdyby nie ta „psudoucieczka” pamiątki po ciąży nie miałabym żadnej, bo trzy dni póżniej na świecie pojawiła się ONA – moja kruszynka….
Tak właśnie wspominam pierwszą ciążę i gdy przeglądam, te dosłownie kilka zdjęć z tamtego dnia, cieszę się, że je mam. Bo są wspomnieniem nie tylko w mojej głowie, ale mogę odtworzyć je za każdym razem kiedy przyjdzie mi na to ochota. 
Przy drugiej ciąży, jak się już domyślacie brzuch mój fotografowany był od pierwszych chwil jego widoczności i mimo, że prawdziwej sesji fotograficznej nie miałam, dużo pamiątkowych zdjęć z tamtego stanu pozostało…
Dziś nie zobaczycie tu moich fotek z okresu ciąży, bo na tamtym etapie moje obeznanie z aparatem dopiero kiełkowało i niewiele mogłabym Wam pokazać. Za to patrząc teraz okiem nieco bardziej wprawionym zdecydowanie mogę napisać:
Zdjęcia wykonane w okresie ciąży są doskonałą pamiątką, dlatego warto postarać się by były po prostu wyjątkowe. Nie zaszkodzi im z pewenością odrobina oryginalności i szaleństwa. A zdęcia ciążowe możemy wykonać zarówno w zaciszu domowym, w studio fotograficznym (w szczególności jesłi mamy chęć na zdjecia w bieliźnie), a także w moim ulubionym i dającym najlepsze efekty: plenerze. 
O tym na co zwrócić uwagę podczas sesji ciążowej i jak najlepiej się do takiej sesji przygotować, napisze któregoś dnia w innym poście. Natomiast dziś zapraszam na zdjęcia ciążowe w specjalnie uszytej na tą okazję sukni od mojej ulubionej projektantki Atelier Maria Ciesielska. Jej kreacje nie raz przewijają się u nas. Ale ta z wiadomych powodów jest jedną z moich ulubionych.
No i piękna Justyna, która zgodziła się wpaść pod moje pędzle i w moje oko 🙂 Dziękuję…
A Wy jesteście za czy przeciw sesjom ciążowym?