- na widok ogromnej różowej maszyny krzyczy – mamo salot! Salot pink!
- na chmury krzyczy – mamo śnieg!
- na krajobraz z lotu ptaka, krzyczy – mamo woda!
- a gdy widzi inny samolot z ziemi, skacze, obie ręce podnosi do nieba i krzyczy – mamo salot! Salot cioci, wujka! (no, no powodzi się… :))
– spokój – tak, tylko spokój nas uratuje, w szczególności kiedy dziecko marudzi, kręci się, zaczepia wszystkich na około. Próby usiłowania posadzenia takiego dziecka na fotelu i unieruchomienia go, będą się wiązać z dodatkowym krzykiem i awanturą w samolocie, przez co podróż może być utrapieniem. Nie oszukujmy się: dzieci, równa się nadmiar energii (przynajmniej te poniżej szóstego roku życia), więc podejdźmy do tego ze spokojem i nie przejmujmy się spojrzeniami 🙂
U nas, ze względu na zaistniałą sytuację (kolejny punkt niżej), moja młodsza siostra (niepełnoletnia) musiała wrócić do Polski ze mną, więc taki dokument był nam niezbędny.
– i ostatnia, bardzo istotna rzecz, na temat której wiele osób może mieć różne zdanie – ubezpieczenie turystyczne, które można zakupić przed wylotem w dowolnej agencji ubezpieczeniowej, a które czasem potrafi uratować nas przed poniesieniem ogromnych kosztów związanych z leczeniem. Takie ubezpieczenie na kilka dni to koszt zaledwie trzydziestu paru złotych (cena za Wojażer PZU pomoc w podróży).