Mama i tata – dwa słowa, które sprawiły, że przez ostatnie lata zapomnieliśmy, jakie to uczucie spędzić czas tylko we dwoje… 
Tak więc w chwili natchnienia, spakowaliśmy walizki, zostawiliśmy dzieci ”na pastwę losu” (cioci i babci dziękujemy), a sami (czytaj: wyrodni rodzice) uciekliśmy na drugi koniec polskiego świata…

Weekend bez dzieci, w głowach rodziców jawi się jak bajka, a jaki potrafi być w rzeczywistości?

Już dzień przed wyjazdem jedno młode ląduje w domu z antybiotykiem, drugie smarkate jeszcze się zastanawia, czy pójść w ślady młodszego czy jeszcze nie… Wyjazd pod znakiem zapytania…

Dzień wyjazdu, oczywiście walizki puste. Po czym szybkie pakowanie, bo nie do wiary jednak się uda. Czego efektem zamiast zimowych butów, wiosenne pantofelki i brak garnituru na andrzejkową zabawę…
Uff na miejscu… W planach cały dzień zwiedzania, godzinne spacery na długich ciekawych rozmowach – w rzeczywistości: pół dnia spania, gadanie o dzieciach i szybki, półgodzinny wypad w poszukiwaniu żubrów biegających po ulicach. Czego efektem kilka zdjęć poniżej…
Wieczór: w planach mała czarna, czerwone szpilki, tańce andrzejkowe, drinki, dziki sex – w rzeczywistości rozciągnięty sweter, telefon do domu, gadanie o dzieciach, po czym pizza na dopchanie i odpływasz w kilka minut nie zauważywszy nawet, że w ubraniu…
Dla umysłu: w planach, bujanie w obłokach, myślenie o niebieskich migdałach – w rzeczywistości, cytuję: nudno bez dzieci… 
Rano: w planach lenistwo, spanie do południa – w rzeczywistości otwierasz oczy, jak co dzień i wzrokiem przeszukujesz pokój w poszukiwaniu codziennych ”budzików”. Oczywiście pierwsze myśli, jak im noc minęła.
Na śniadaniu para z dzieckiem – patrzysz – utwierdzasz się w fakcie, że jesteś wyrodnym rodzicem…

Powrót: w planach Wy stęsknieni, stęsknione dzieci padające Wam w ramiona – w rzeczywistości na widok mamy i taty stających w drzwiach, jedno w płacz: nie do domu, babci! Drugie zabawa w uciekiniera z głośnym entuzjastycznym: nie, nie nie!