Dziś znowu zostawiamy Was z pięknymi norweskimi widokami, które mieliśmy ostatnio okazję podziwiać. Zapraszamy na rejs po krainie fiordów wcinających się w wysokie góry, wodospadów spływających kaskadami po zboczach gór oraz nigdy nie topniejących lodowców. Chodźcie, zobaczcie…
Kiedy na świecie pojawił się Janek i nasza trzyosobowa rodzinka zyskała miano czteroosobowej, wszystko wywróciło się do góry nogami. Niby najmłodszy, najmniejszy, a sprawił, że oczy ciągle były zwrócone w jego kierunku. Do tego stopnia, że przyłapałam się na tym, że zaniedbałam nasze starsze dziecko.
Marysia – moja dwu i pół letnia gwiazdeczka, będąca na etapie poznawania świata, do którego coraz bardziej ją ciągnie. Coraz więcej ma energii, coraz więcej chce się bawić, biegać, szaleć. A ja – zamiast próbować znaleźć dla niej choćby chwilę, na tyle skupiłam swoją uwagę na ciągłym bieganiu za młodszym królewiczem i za jego humorami, że nie zauważyłam nawet kiedy zaczęło mi brakować czasu dla niej. Więc gdy nadarzyła się okazja wyjazdu, wiedziałam, że jadę właśnie z nią. Z moją Marysieńką, po to żeby wreszcie móc na nowo nacieszyć się czasem spędzonym razem. I tego nam chyba było trzeba, bo nareszcie nie był to zmarnowany czas, spędzony tylko przed komputerem na bajkach, ale czas pełen wrażeń, nowych przeżyć, niezapomnianych przygód i mile spędzonych chwil.
My dwie zawsze razem!
Z serii [chwalimy się] – dziewczyny w czapkach naszej roboty na drutach 🙂